Z pamiętnika petsittera

Zdarza mi się pełnić rolę petsittera, czyli opiekuna zwierząt podczas nieobecności ich opiekunów z powodu wyjazdu lub w przypadku kiedy opiekun jest chory.

To zapis dni kiedy opiekowałam się rodziną kotów rasy Devon Rex.

 

Dzień pierwszy.

Przy drzwiach powitała mnie… cisza.
Za moment w pokoju objawił się kocur i kocie dzieciaki.
Jedna mała zaraza bardzo ostrożna, druga włączająca terkotki na sam widok człowieka.
Nie było kotki – lekko się zaniepokoiłam, bo właściwie powinny być wszystkie.
Nasypałam żarełka, zaczęłam wymieniać wodę i sprzątać kuwetę.
Kiedy koty usłyszały jedzonko zaczęły uwijać się przy miskach, ale tak do końca nie widziały czy łazić za mną i obserwować co robię, czy jeść.
Po sprzątnięciu kuwety natychmiast jeden się w niej zameldował – standard.
W kuchni przy miskach zmaterializowała się kotka – odetchnęłam z ulgą, bo już miałam dzwonić do opiekunki.
Okazało się, że koty nie są niemowami. Kocur rozgadał się jak najęty, opowiadając co robił w ciągu dnia, czego mu w życiu brakuje i co mam jeszcze zrobić.Kocurze hasło dnia – mnie głaszcz, mnie głaszcz – dzieci są be.
Po pewnym czasie kotka stwierdziła, że skoro nikomu nie robię krzywdy to ona też chce i miziałyśmy się chwil kilka z włączonym terkotem…
Dzieciaki z uwielbieniem uganiały za zwiniętym kawałkiem papieru i zaglądały do dużej miski z wodą.
Kiedy padły zmęczone zabawa i upałem – postanowiłam sobie pójść.

No to tyle na dzisiaj.

 

Dzień drugi.

Dzisiaj, pomimo gorąca, dzieciaki urządzały dzikie harce. Oczywiście po tym jak mnie obwąchały i pojadły nałożonego jedzonka. Wynajdują różne zabawki, które pojawiają się na podłodze nie wiadomo skąd. Kocur poddenerwowany – wkurza się na dzieciaki, a mnie każe się głaskać, już, teraz, natychmiast. Kocica była schowana, ale tam gdzie zawsze więc została namierzona bez problemu. W końcu stwierdziła, że skoro nie ma jej Dużych to ja też mogę być – wylazła, poobserwowała mnie, a potem przyszła na mizianki. Duża miska z wodą bije rekordy popularności – kot jednak powinien mieć duże naczynie z wodą. Bardzo popularne stały się też palce moich stóp – malce wpatrują się w nie, a potem próbują dotknąć aksamitną łapką.

Poszłam sobie kiedy przestałam być interesująca.

 

Dzień trzeci.

Od wczoraj u drzwi wita mnie Kocur. Cieszę się, że stwierdził, że zasługuję na jego uwagę. To dobry znak. Szalejące maluchy przypominają mi dwa małe pawiany – skoczne, zwinne, z ogonami, które wyglądają jakby żyły swoim życiem. Niesamowite. Dzisiaj sprzątały ze mną kuwetę, w związku z tym wlazły do umywalki i na pralkę, i chyba próbowały skolonizować moje plecy, ale im nie wyszło. Inną niesamowitością jest dotykanie i głaskanie tych kotów. Jestem przyzwyczajona do kotów o gęstym, długim futrze, a tutaj niemal łysole. Aksamitne w dotyku, cieplutkie jak maleńkie grzejniczki. Mały Kocurek przez cały czas nie przestaje terkotać, Mała Koteczka jest bardziej zdystansowana, ale w końcu podchodzi do wyciągniętej dłoni i podbija ją małym czółkiem – miziaj. Dziś znowu Duża Kotka wyszła dopiero kiedy spokojnie usiadłam na podłodze bawiąc się z maluchami, poszła coś przekąsić, a potem obserwowała mnie z dystansu. W końcu zdecydowała się przyjść na pieszczoty – cierpliwie czekałam aż to ona otrze się o moją rękę – kiedy tak się stało, wydawała się zadowolona. Kocur nie bardzo ma się gdzie schować przed maluchami – irytuje go to.

 

Dzień czwarty.

Maluchy są jak odkurzacze – zawartość miski znika w oka mgnieniu i znów spoglądają w moją stronę czy jeszcze coś dorzucę. Zabawom nie ma końca, Mały Kocur nie odstępuje mnie na krok, cały czas zachęca do zabawy, jeśli robię coś innego (sprzątam kuwety, wymieniam miski w wodą) – idzie męczyć siostrę. bardzo spodobał im się mały kartonik, który im przyniosłam – mogą się ganiać wokół niego i do niego włazić. Karton jest także sprawdzianem na inteligencję – Mały Kocur nie zdał 😉 Wrzuciłam do środka zabawkę – kociaki to widziały – Mała Kotka wskoczyła do środka, a Mały Kocur łaził w kółko wokół kartonu – chyba szukał wejścia. Trochę mi szkoda Dużego Kocura – chciałby się pobawić, ale dzieciaki anektują każdą zabawkę i on oddaje „pole bez walki” biadoląc sobie coś pod nosem.

Reasumując – wszyscy zdrowi, Duża Kotka w szafce.

 

Dzień piąty.

Hitem dzisiejszego dnia były moje jeansy… jako drapak. Mały Kocur wymyślił sobie ostrzenie pazurów o moje kolano. Nie bawię się tak. W gruncie rzeczy chodziło mu o to żeby wleźć na moje kolana i się położyć. Oczywiście najpierw zjadł, poszedł do kuwety i porządnie się wybawił. Gdyby od razu przyszedł na kolana pomyślałabym, że jest chory. Mała Kotka też przysiada niedaleko mnie i zastyga bez ruchu czekając aż zacznę ją delikatnie głaskać po policzku i czole. Duży Kocur też chce, ale czeka gdzieś na poziomie podłogi, bo nie ma zamiaru spotkać się z maluchami. Duża Kotka dzisiaj czekała na mnie w kuchni pod stołem oczywiście obrażona, że to ja, a nie jej Duża. Staram się uważnie obserwować oba kociaki – ich charaktery są tak diametralnie różne – Mała Kotka subtelna, zdystansowana, ciekawska, ale ostrożna, Mały Kocur – wiercipięta, wszędzie go pełno, zainteresowany wszystkim, bardzo energiczny.

 

Dzień szósty.

Wspólne zabawy zdecydowanie zbliżają. Ich niemal podniebne (właściwie podsufitne) akrobacje mogą zadziwić niejednego. Małe toto, ale zwinne i skoczne nad wyraz. Oczywiście prowodyrem jest Mały Kocur, ale i Mała Kotka załapała o co chodzi ze skakaniem i też wyczynia swoje popisy. Dzisiaj przyglądała się temu również Duża Kotka. Zainstalowała się za telewizorem i patrzyła – raz na mnie, raz na dzieci. Udawałam, że jej nie widzę i to ją uspokajało. Postawiłam jej też niedaleko miseczkę z jedzeniem i w końcu się skusiła. Zjadła jedzonko po czym szurnęła do kuchni sprawdzić czy w tamtych miskach jeszcze coś zostało. Duży Kocur omija kociaki szerokim łukiem, ale też potrzebuje głaskania więc przysiada cichutko gdzieś obok i kiedy maluchy są czymś zajęte podstawia głowę do drapania. Dzisiaj jeansy służyły za drabinkę dla Małego Kocura, zmęczony zabawą wdrapał się na moje kolana i zwinął w mały, biały, terkoczący kłębek.

 

Dzień siódmy.

Duży Kocur przypomniał sobie jak to jest się bawić i bardzo nieśmiało zamordował zabawkę. W porównaniu z Małymi Diabołami to jego zabawa wyglądała jak muskanie piórkiem. Diaboły skaczą, łapią, tupią, naskakują, jęczą i miauczą przeraźliwie. Palce stóp nie są bezpieczne w sandałach, bo za bardzo przypominają ruszające się robaczki. W dalszym ciągu Maluchy terkoczą od momentu mojego wejścia – są niesamowicie radosne i pomysłowe. Codziennie zbieram mnóstwo przedmiotów, które znalazły i użyły do zabawy. Duża Kotka czujnie mnie obserwuje, pokazuję jej, że jestem grzeczna i nie robię nic złego. Czujnym okiem spogląda na zabawy Diabołów i Dużego Kocura – może się jeszcze odważy. jak na razie z lekkim obrzydzeniem wylizuje wygłaskane przeze mnie Maluchy.

 

Dzień ósmy.

Duże miski z wodą są super. Można z nich pić jednocześnie, a podczas upałów woda nie nagrzewa się tak szybko jak w małych. Maluchy chłeptają wodę z zapamiętaniem, przymykając przy tym oczy. A kiedy już popiją i pojedzą, znowu zaczynają się zabawy. Mały Kocur potrafi pokazać gdzie jest zabawka – po prostu siedzi obok i wyje, że mu tam padło. Mała Kotka czeka aż człowiek czymś ruszy i wtedy dopiero biegnie i poluje. Zaobserwowałam, że Mała Kotka nauczyła się skakania od Małego Kocura, najpierw tego nie robiła, czekała kiedy zabawka upadnie gdzieś na podłogę. Teraz robią skoki synchroniczne żeby coś złapać w powietrzu. W zabawie ze sobą Diaboły są tak zapamiętałe, że narobiły sobie na niemal nagich szyjach mini ranki – podobno do wesela się zagoi. Duży Kocur obserwuje i bawi się delikatnie „na peryferiach” dziecięcych szaleństw. Duża Kotka w dalszym ciągu zdystansowana – chyba córka odziedziczyła coś z tego, bo też nie jest specjalnie nakolankowa – trzeba zasłużyć by można było ją pomiziać.

 

Dzień dziewiąty.

Maluchy jak zwykle rozbrykane, wiecznie głodne i spragnione. Udawane wojny i polowania na siebie można oglądać bez ustanku. Robi się wtedy małe diablowisko na podłodze i wrzasku jest co niemiara – wrzeszczy to małe, które akurat jest gryzione w szyję, potem następuje zmiana. Duży Kocur obserwuje. A teraz niespodzianka. Siedziałam sobie spokojnie obserwując Maluchy kiedy usłyszałam chrobotanie w szafce gdzie przesiaduje Duża Kotka. Wyszła, popatrzyła na mnie (udawałam, że wcale na nią nie patrzę), poszła do kuchni, zachrupało w miskach, po chwili wróciła, usiadła i patrzyła na mnie, udawałam, że mnie nie ma, podeszła i usiadła obok, wyciągnęłam rękę i czekałam. W końcu po dłuższej chwili wyciągnęła do mnie głowę i nastawiła najpierw ucho, a potem czoło. Delikatnie ją pogłaskałam i trochę podrapałam. Zaczęła przytulać głowę do mojej dłoni. Po chwili usłyszałam nieśmiałe mruczenie, które trwało, trwało i trwało.

Po prostu cudne

 

Dzień dziesiąty.

Firanka umarła. Jej dziewiczo białe zwłoki znalazłam dzisiaj na podłodze. Złoczyńcy udawali, że nie wiedzą o co chodzi. Swoją drogą zupełnie nie wiem w jaki sposób dwa może kilogramowe szkraby są w stanie oderwać firankę od wszystkich żabek – chyba, że w zbrodni brała udział cała czwórka i różowy kocyk. Duża Kotka też mnie dzisiaj cudnie zaskoczyła. Wylazła dość szybko ze swojej szafki i przyszła się pomiziać, próbowałam ją przekonać, ze powinna iść szybko do misek z jedzeniem, bo Diaboły nic jej nie zostawią – dalej siedziała koło mnie. Powoli poszłam do kuchni… a ona za mną (oczy miałam jak 5 zł). Usiadłam na stołku, a ona zaczęła jeść. Potem poszłyśmy do pokoju i ja bawiłam się z Diabołami, a Duża Kotka leżała obok mnie i kazała się głaskać jedną ręką po głowie i pod brodą. Kiedy Duża Kotka jest spokojna inaczej zachowuje się też Duży Kocur. Ogromną przyjemność sprawia obserwacja kocich relacji.

 

Dzień jedenasty (ostatni).

Dzisiaj poszłam ostatni raz do kociej rodziny. Powitały mnie Maluchy i zaraz zaprowadziły do kuchni – to taki ustalony system: kuchnia, napełnienie misek, kiedy jedzą sprzątanie kuwety i wymiana wody w miskach, a potem zabawa i głaskanie. Duży Kocur nie poszedł do misek – zdziwiło mnie to, ale postanowiłam poczekać i rzeczywiście po jakimś czasie poszedł pochrupać. W ogóle odkąd Duża Kotka postanowiła jednak mnie zaakceptować – odczuwa się subtelną zmianę w zachowaniu wszystkich kotów – jakby dopiero wtedy kiedy Duża Kotka zaczęła się normalnie zachowywać osiągnęły jakąś pełnię. Dzisiaj też wyszła kiedy zaczęłam do niej mówić, zaszurało i przyszła zza szafki. Jak zwykle najpierw do mnie potem razem podążyłyśmy do kuchni, zjadła i wróciłyśmy do pokoju. Małe Diaboły jak zwykle poszalały – widziałam do czego służy firanka i prawdopodobnie w jaki sposób wylądowała na podłodze. No i moje kolana przeżyły dzisiaj pełnię szczęścia – Duża Kotka przyszła sobie na nich poleżeć, a potem przylazły Diaboły poprzytulać się do matki. Cudne.

Wygłaskałam i wycałowałam wszystkie nadstawione główki i grzbieciki kiedy wychodziłam.

The End.

Wasz Petsitter [/i]