ZAUFANIE

Lola

Jak wspominałam już wielokrotnie, kot to taka Zosia Samosia – wszystkiego musi doświadczyć sam, sam podjąć decyzję co z daną/nową sytuacją zrobić, jak się zachować.
I trzeba to uszanować. My, ludzie, polegamy często na zdaniu/opinii/radach naszych bliskich, do których mamy zaufanie. U kota jest inaczej. Natura przystosowała kota do życia samotniczego, więc on sam odpowiada za swoje życie i bezpieczeństwo, nie polega na doświadczeniu grupy.

Dlatego tak istotne jest zdobycie kociego zaufania.
Czy to jest w ogóle możliwe? Tak. Co prawda nie będzie to tak silne zaufanie jak między człowiekiem i psem, ale kot jak najbardziej może zaufać człowiekowi.
Jak to zrobić?
Bądźmy kimś, kto się kotu kojarzy wyłącznie z przyjemnymi rzeczami. A przynajmniej w większości. Oczywiście, że w naszym kocio-ludzkim życiu nie unikniemy czesania, zaglądania do kociej paszczy, podawanie tabletek czy wyjazdów do lekarza weterynarii, ale tego typu nieprzyjemności możemy zminimalizować ulubioną przez kota pieszczotą czy przysmakiem po czy w trakcie zdarzenia.

Lolę adoptowaliśmy jako dwuletnią kotkę z likwidowanej hodowli. Po przywiezieniu do naszego domu, okazała się kotem bojącym się kilku rzeczy (np. odkurzacz, miotła) i nieznoszącą czesania. Jako, że była reprezentantką rasy Maine Coon – czesanie było wcześniej lub później nieuniknione.
Na początku dałam Loli czas. Przestałam się nią jakoś specjalnie zajmować. Dostarczyłam jej wszystkiego czego potrzebowała, ale zachwycałam się tą piękną kotką na odległość. Po jakimś czasie Lola sama przyszła na mizianie, które ogromnie lubiła. Potem powróciła kwestia czesania. Zaopatrzona w dłoń (którą Lola lubiła), smaczki i znienawidzoną szczotkę – rozpoczęłam działania.
Na początek wybrałam miękką szczotkę do czesania małych dzieci lub królików. Pomiędzy głaskaniem i smaczkami, od czasu do czasu przesunęłam miękką szczotką po grzbiecie Loli. Powoli, małymi kroczkami, tydzień po tygodniu, Lola zaakceptowała najpierw czesanie z użyciem miękkiej szczotki, potem bardziej twardej, w końcu grzebienia, ale zawsze była w między czasie głaskana i drapana pod brodą. Od czasu do czasu dostawała smaczka. Po dłuższym czasie Lola potrafiła przewrócić się na grzbiet i wystawiać brzuch do czesania, bo wiedziała, że nie zrobię jej krzywdy, że czesanie to nie pośpiech i ból, ale wspólne przyjemne chwile.

ps. Loli już nie ma z nami – bardzo mi jej brakuje 

(© Karolina Telwikas)